-Ukyo do cholery poczekaj! - warknąłem i dogoniłem go zaraz
-Co ty jeszcze chcesz ? - mruknął - Powiedziałem ci jasno.Przemyśl to sobie i wróć kiedy podejmiesz jednoznaczną decyzję.Praca i Kath albo rodzina i Justine.To prosty wybór.Bynajmniej powinien być prosty.
Zamarłem i spojrzałem na niego zdziwiony.Znam go tyle lat.Tyle pierdzielonych lat a jeszcze nigdy nie widziałem go tak...wkurzonego? A może bardziej można to ująć zawiedzionego? Sam już nie wiem.Przestaje ogarniać już te wszystkie uczucia.Ukyo rzucił mi tylko jeszcze jedno spojrzenie i po prostu odszedł w swoją stronę a ja po prostu stałem wpatrując sie w jego znikającą sylwetkę.Spojrzałem w niebo,z którego zaczynały skapywać chłodne krople deszczu.Zajebiście.Jeszcze padać zaczęło.Zarzuciłem kaptur bluzy na głowę i schowałem łapy do kieszeni po czym ruszyłem w głąb miasta.Musiałem to przemyśleć.I to nie tak,że wahałem się pomiędzy wyborem.Praca i Kath albo Justine i dzieciaki ? Oczywistym było co wybiorę.Justi,Anri,Joy i Akira byli dla mnie najważniejsi i to się nigdy nie zmieni.Więc co chciałem sobie przemyśleć? Moje ciągłe zachowanie względem Justi.Sam już nawet nie wiedziałem kiedy zaczynałem się tak zmieniać.To było w czasie kiedy Nathe się pojawił...a może kiedy ci ludzie,żeby mnie dorwać zaczęli się czepiać mojej rodzin? Nie wiem.Na pewno było to sporo czasu temu.W porównaniu z moim wcześniejszym charakterem ten był beznadziejny.Wszystkie dobre cechy zostały przyćmione przez zwykłą obojętność.Z cichym westchnięciem skręciłem w uliczkę prowadzącą do parku i usiadłem na pierwszej lepszej ławce ignorujac to,że pada coraz mocniej a moje bluza na dobrą sprawę nie dawała żadnej ochorny przed deszczem.Więc jestem skazany na moknięcie.Ale tak nawet było lepiej.Deszcz pomagał mi spokojnie myśleć.Przeniosłem wzrok na korony drzew.Krople które z nich spadały musiały lądować akurat na mojej głowie.Irytujące.Przymknąłem oczy starajac to sobie wszystko poukładać.Nawet zignorowałem telefony najprawdopodobniej od szefa,których wcześniej nawet nie odważyłbym się zignorować.Mhm...coś naprawdę było nie tak.Zwalałem winę na nią mimo,że wszystkie powody do kłótni miały początek przezemnie.A ja dalej stawiałem na swoim i zmuszałem ją do przeprosin samemu mając to gdzieś.To naprawdę trzeba być idiotą.Przez własną głupotę skazałem dzieciaki na dorastanie w samotności.I ja się potem dziwiłem dlaczego one mnie tak nienawidzą.Zacząłem cicho chichotać pod nosem,rozbawiony własną głupotą.Bo kto by pomyślał,że można być tak zaślepionym własną dumą.I,że też dopiero to do mnie dotarło.Wstałem z ławki i wróciłem do budynku gdzie oczywiście czekał na mnie wkurzony szefuncio krzycząc od progu " Gdzieś ty był?! , " Coś ty ze sobą zrobił?!" i "Obetnę ci to z pensji!" . Minąłem go i wróciłem do swojego pokoju.Spakowałem swoje rzeczy i zerknąłem na biurko gdzie leżały jeszcze nasze wspólne zdjęcia.Wziąłem jedno z nich i przyjrzałem mu się nie mogąc powstrzymać uśmiechu.To chyba jedyne ze wszystkich kiedy ona się cieszyła.No właśnie...kiedy ostatni raz sprawiłem,żeby się śmiała? Kiedy ostatni raz zrobiłem coś dla niej ? Nie pamiętam. I to było w tym najgorsze.Schowałem to zdjęcie do kieszeni z boku torby i wyszedłem z pokoju kierując się do wyjścia.
-Takashi! Gdzie ty się wybierasz?! Za godzine masz się stawić u fotografa!
-Odchodzę - wymruczałem tylko - Jutro wam prześle papiery z rezygnacją.
Wyszedłem z budynku zostawiając zdziwioną ekipę jak i szefa za sobą.Od razu było jakoś lżej...Do domu mam około 3 godziny piechotą.No to sobie jebnę spacer.Mimo że na dworze lało jak cholera to co z tego? Najwyżej skończy się na chorobie i będę zdychać w łóżku.Idąc chodnikiem miasta mijałem ludzi którzy szli z parasolkami albo uciekali do domów kryjąc się przed deszczem.Obserowowałem dzieciarnie idącą z rodzicami przez drogę,śmiejąc się wesoło.Musi być miło.Pokręciłem szybko głową i przyspieszyłem kroku kierując się dalej przed siebie.Minuty mijały naprawdę powoli przy odgłosie deszczu uderzającego o ziemię.Ukyo powiedział,że Justi płakała.Znowu.A tyle razy obiecywałem jej,że nie pozwolę by znowu to zrobiła.Puste,nic nie znaczące słowa.Głupie obietnice.Ciekawe czy kiedykolwiek udało mi się jakąśkolwiek dotrzymać.Tego też nie pamiętam.Poprawiłem torbę na ramieniu dalej brnąc przed siebie w kałużach.Teraz dopiero czułem jak zimno się zrobiło.Nie ma to jak paradować w deszczu w cienkiej bluzie.Normalnie +20 do inteligencji.Coś czuje,że nawet mimo tych +20 dalej jestem na minusie.Ale spokojnie.Powoli się nadrabia.Mhm.Sam siebie oszukuje.Normalnie mistrz ze mnie.Skręciłem w jedną z ulic czego pożałowałem bo dzięki ciężarówce przejeżdżającej obok dość szybko zostałem potraktowany kolejnym litrem wody.Jak milutko.Teraz jak tak pomyśle to chyba zacznę pisać pamiętnik.To brzmi dobrze xD.A potem jak go będę czytał to będę się nabijał z samego siebie.Bo kto bogatemu zabroni? Mimo,że tak narzekałem na to,że czas ucieka bardzo powoli nim się zorientowałem stałem już przed drzwiami swojego domu.Co z tego,że totalnie przemoczony.Ważne,że dotarłem! W jednym kawałku! A teraz poproszę nobla. Chciałem otworzyć drzwi jednak zawahałem się chwile i przez głowę przeszło mi pierdyliard scenariuszy typowego emo dziecka. "A co jeśli ona mnie wyrzuci" , "a co jeśli będzie krzyczeć ? ". Nie będzie bo niema po co zdzierać sobie gardła.Westchnąłem ciężko i otworzyłem drzwi.Wszedłem do środka i położyłem torbę pod ścianą po czym zamknąłem mieszkanie i ściągnąłem buty.Iść czy nie iść oto jest pytanie.Czy jakoś tak to szło.Wszedłem do salonu i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to różowowłosa postać siedząca do mnie tyłem na kanapie,opatulona kocem.I po tych wszystkich moich przecudnych i jakże wzruszających przemyśleniach nie wiedziałem co powiedzieć.Stanąłem w progu gapiąc się na nią.Wiedziałem,że ona już zauważyła,że jestem.Ale się nie odzywała.I dobrze.Teraz moja kolej żeby się wykazać mimo z jakim trudem mi to przychodziło.Zjebałem to trzeba naprawić.A jak się nie uda naprawić to się starać.W dalszym ciągu.Bo tym razem nie chciałem tchórzyć.Nie ucieknę od tego tak jak zawsze miałem to w zwyczaju.Podszedłem do kanapy nie zważając na to,że woda po prostu ze mnie ściekała i stanąłem na przeciwko niej.Justi niechętnie spojrzała na mnie a patrząc na nią byłem wkurzony na samego siebie.Naprawdę płakała.I to było widać bo miała zapuchnięte oczy a tego nie da się tak łatwo ukryć.Kucnąłem przed nią ,żeby móc swobodnie patrzeć w jej oczy i westchnąłem cicho.
-Przepraszam za to jak się zachowałem.Nie będę się usprawiedliwiał bo i tak nie znalazłbym niczego sensownego.Myślałem nad tym co zrobiłem.Nie tylko dzisiaj ale i wcześniej.I dopiero teraz do mnie dotarło co przez ten czas robiłem nie tak.Byłem po prostu ślepy na to jakąś krzywdę ci robiłem...Ale teraz proszę cię o to,żebyś dała mi jeszcze jedną szansę.Zrozumiem jeśli odmówisz.W końcu tyle razy zawaliłem sprawę ale mimo wszystko i tak cię proszę...Naprawdę teraz się to zmieni.Wszystko.To nie jest obietnica.To postanowienie,które mam zamiar spełnić - spojrzałem w ziemię skruszony
Teraz to ju była tylko jej decyzja.Miała prawo powiedzieć "dość".Wcale bym się nie zdziwił.Naprawdę.Jednak naprawdę chciałem,żeby pozwoliła ten ostatni raz to wszystko naprawić.I mimo,że pewnie nie raz jeszcze będę żałował pewnych rzeczy to chciałem się zmienić.Znowu.Wrócić do tego Tomy w którym Justi naprawdę sie zakochała.A co ważniejsze znowu sprawiać,żeby na jej słodkie mordce zagościł uśmiech...
(Justi ? Nie.... to wcale nie jest długie XDDDDDDDDDDD )
Szablon wykonała Zochan dla Ministerstwo Szablonów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz